Startujemy z nową serią wpisów, w których będę podsumowywał dla Was ostatnie, najważniejsze wydarzenia w NBA w telegraficznym skrócie, żebyście mogli być na czasie ze swoją wiedzą o najlepszej lidze świata!
Nowy cykl ma na celu przybliżenie najistotniejszych momentów minionych dni/ tygodni w NBA. Doskonale zdaję sobie sprawę, że w natłoku codziennych spraw nie zawsze jesteśmy w stanie prześledzić wydarzenia ze spotkań NBA. Dlatego ten szereg wpisów ma za zadanie podsumować najistotniejsze z nich w zwięzłej formie.
Zawsze będę rozdzielał wpis na pozytywy, czyli „z tacą” oraz negatywy „na tacy”, tak żeby wszystko było, jak najbardziej klarowne. Skoro wszystko jest jasne, to zaczynamy pierwszy felieton „Z tacą i na tacy”!
Z tacą
1. Devin Booker
Rzucający Suns pod nieobecność Chrisa Paula pokazuje pełen kunszt swoich umiejętności. Chyba ostatecznie udowadnia, że jest graczem top 10 w lidze. Jego seria 3 meczów z rzędu z ponad 40 oczkami musiała zrobić wrażenie. Booker swoją grą może nie tylko zagwarantować Suns 1 miejsce w konferencji, ale też realnie włącza się do walki o koronę króla strzelców w NBA. Oby wybitną formę utrzymał przez cały rok, bo ogląda się go z przyjemnością
2. Shai Gilgeous-Alexander
Młody obrońca Thunder w tym sezonie przechodzi samego siebie. Nie tylko notuje ponad 31 punktów, 5 zbiórek i 6 asyst, ale też przewodzi całej lidze we wjazdach podkoszowych. Nie jest to może najszybszy zawodnik, ale jego umiejętność wbijania się w pole 3 sekund jest niesamowita. Z taką dyspozycją szykuje nam się debiut w All- Star Game. Pytanie tylko, czy Thunder znów nie zaczną ostro tankować?
3. Boston Celtics
Po przegranych finałach i wielu zawirowaniach w klubie podczas letniej przerwy w rozgrywkach, nie wszyscy widzieli w Celtach kandydatów do powrotu, do NBA Finals. Jednak następca Ime Udoki, Joe Mazzulla pokazuje, że jest równie świetnym trenerem i wydobywa ze swojej drużyny maksimum możliwości. Obaj liderzy rozwinęli się jeszcze bardziej i aktualnie stanowią najlepszy duet w całej lidze. Pozostałe elementy układanki również świetnie do siebie pasują i Boston pewnie zmierza po pole position przed playoffs. Tak grająca drużyna Celtics będzie nie lada wyzwaniem dla każdego rywala.
4. Yuta Watanabe
Japoński snajper jest jedną z największych sensacji początku rozgrywek. W pewnym momencie przewodził całej lidze w skuteczności zza łuku. Aktualnie ma kontuzję, która spowodowała, że wypadł z oficjalnych statystyk, bo rozegrał za mało meczów i oddał za mało rzutów, żeby być klasyfikowanym. Jednak jego skuteczność 57% (24/42) i pozytywny wpływ na grę Nets zrobiły wrażenie. Dobra obrona i walka na tablicach z pewnością idealnie uzupełniają się z umiejętnościami liderów Nets. Jeśli dalej będzie tak dobrze grał po rekonwalescencji, to kibice w kraju Kwitnącej Wiśni będą mieć z niego wiele pociechy.
5. Utah Jazz
Zespół, który zadziwia wszystkich, a chyba najbardziej swojego GM Danny’ego Ainge’a. On pewnie jako jedyny nie jest zadowolony z tak dobrego startu swojej ekipy. Cała przebudowa i zdobycie picków w drafcie miały spowodować, że zespół będzie perfidnie tankować. Tymczasem, drużyna jest tak zgrana i każdy zawodnik chce udowodnić swoją wartość, że intensywnością i kanonadą z dystansu ogrywają kolejnych rywali. Dla Ainge’a nie jest jeszcze to taka zła wiadomość, bo czasu na rajd w dół tabeli jest sporo, a wartość jego aktualnych graczy poszybowała w górę. Podejrzewam, że od połowy grudnia zobaczymy powolny rozłam składu. Zwłaszcza starszych graczy jak Clarkson, Conley czy Olynyk, Jazz najpewniej sprzedadzą za picki lub młodych perspektywicznych zawodników. W każdym razie zapowiada się nam kapitalna młoda drużyna w Salt Lake City.
6. Tyrese Haliburton i Indiana Pacers
Kolejna drużyna, która miała okupować doły tabeli i walczyć o czołowe picki w drafcie, a jednak jest zaskakująco wysoko. Wszystko dzięki fenomenalnej grze ich młodej gwiazdy Haliburtona, który napędza ich ofensywę i gra bardzo dojrzale. Pacers ogląda się z wielką przyjemnością, a ich młody rozgrywający notuje świetne statystyki punktów i asyst, przy tym nie robiąc praktycznie strat, co jest chyba najbardziej imponujące. Jestem ciekawy, jak będzie wyglądał jego dalszy rozwój, bo być może mamy do czynienia z większą wersją Chrisa Paula. Prawdopodobnie jak w przypadku Jazz, Indiana również trochę odpuści drugą część rozgrywek, żeby wydobyć kolejne perełki z draftu. Jednak polecam włączyć ich mecze, bo to jest zdecydowanie koszykówka spod szyldu „I love this Game”.
7. Sacramento Kings
Chciałoby się powiedzieć „wreszcie”! Wreszcie Sacramento ma drużynę, która da się lubić i ich oglądanie sprawia dużo frajdy. Zdecydowanie najbardziej rozstrzelana ekipa w NBA. Grają bardzo szybko i efektowanie w ataku i zdaje się, że odnaleźli właściwy balans wśród swoich graczy. Dzięki temu wszyscy zawodnicy akceptują swoje role i świetnie się uzupełniają. Nie było w ostatnich latach lepszego zespołu w stolicy Kalifornii i być może to będzie ten sezon, kiedy ich niechlubna seria bez playoffs się zakończy. Przypomnijmy, że kibice Kings czekają na to od 2006 roku, co jest najdłuższą taką serią we wszystkich zawodowych ligach w USA (NHL, NBA, NFL, MLB)! Wierzę, że w tym roku ten zespół w końcu przełamie tę straszną niemoc.
8. New Orleans Pelicans
Pelikany były typowane na czarnego konia tegorocznych zmagań. Do tej pory udowodnili, że ich potencjał jest ogromny i przy odrobinie szczęścia mają realne szanse na sprawienie wielu niespodzianek w playoffs. Chociaż nie wiem, czy możemy mówić o niespodziankach, jeśli mówimy o aktualnie najlepszej drużynie na zachodzie NBA. Biorąc pod uwagę, że praktycznie nie zagrali meczu w pełnym składzie, bo ciągle jakaś z czołowych postaci jest niedostępna, Pelikany grają imponująco. Zwłaszcza ich siła fizyczna i wszechstronność robią wrażenie. Nie zdziwię się, jeśli będą w stanie utrzymać aktualną formę do końca rozgrywek, bo mówimy tutaj o bardzo zbilansowanym zespole. Może nie grają tak efektownie, jak Kings, ale na pewno są lepiej ułożeni taktycznie i warto rzucić okiem na ich spotkanie.
Na tacy
1. Doc Rivers i 76ers
Zespół z Filadelfii jest wielkim rozczarowaniem, a głównym winowajcom jest ich trener. Rivers od wielu lat nie umie wykorzystać potencjału swoich ekip, a mimo wszystko zawsze znajduje jakąś wymówkę. Nie wiem, jak taki trener może tyle lat prowadzić drużyny w NBA, ale moim zdaniem jeszcze chwila i włodarze Sixers będą musieli zrobić porządek na ławce. Rozumiem problemy z kontuzjami w drużynie, ale styl gry jest opłakany. Kompletnie nie wykorzystuje się potencjału ludzkiego, jaki tkwi w tej ekipie. Zdecydowanie potrzebne tu są zmiany, a ja zacząłbym od trenera, który moim zdaniem kompletnie nie nadaje się do powierzonego mu zadania.
2. Miami Heat
Zespół z Florydy również trapią większe lub mniejsze dolegliwości zdrowotne, ale ewidentnie widać, że ten zespół jest na równi pochyłej. Starzy liderzy, brak centymetrów na pozycjach podkoszowych i brak świeżej krwi, powodują, że Miami stać na awans do playoffs, ale nic więcej. Tutaj jest potrzebna przebudowa trzonu drużyny. Coś, co powinno nastąpić po awansie do finału NBA. Niestety Pat Riley przespał ten moment i od tego czasu zespół niby wygląda nieźle na papierze, ale nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie typować ich do walki o najwyższe cele. Zobaczymy, czy podczas trade deadline drużyna z Florydy wykona jakieś ciekawe ruchy transferowe.
3. Chicago Bulls i Zach Lavine
Drużyna z Wietrznego Miasta była dla mnie źle zbudowana od samego początku, dlatego ten bilans i gra zupełnie mnie nie dziwią. Brak ludzi na pozycjach 3 i 4, archaiczni centrzy i kompletnie niebroniący gracze obwodowi. Tak można podsumować ten skład, który trzeba czym prędzej przepędzić, aby jeszcze ratować sezon w Chicago. Niestety największym przegranym jest aktualnie Zach Lavine, który po kontuzji nie może odnaleźć swojego rytmu i na razie jest cieniem samego siebie. Oby udało mu się wrócić na właściwe tory, bo jest to gracz, którego ogląda się z przyjemnością, jeśli jest w formie.
4. Los Angeles Lakers
Jeziorowcy fatalnie zaczęli sezon. Trochę łaskawszy terminarz i świetna forma Davisa pomogły ostatnio podreperować mizerny bilans. Jednak dalej jest to drużyna zbyt zależna od już nie tak efektywnego Jamesa. Dobrze, że Westbrook zaakceptował swoją rolę, bo wnosi tonę pozytywnej energii na boisko wchodząc z ławki. Mimo wszystko nie wierzę, że ta drużyna może powalczyć o coś więcej niż udział w play-in. Tutaj nie jest potrzebna delikatna korekta składu, ja tu widzę potrzebę rewolucji i poważnie rozważyłbym oddanie nawet Jamesa (tak wiem, pomysł science-fiction)!
5. Kyrie Irving
Saga z Irvingiem trwa w najlepsze. Jego dziwactwa znów dały o sobie znać i został zawieszony przez własny zespół za antysemickie komentarze. Czara goryczy przelała się również ostatnio po stronie Nike, która zerwała umowę z Kyrie. Ciekaw jestem czy mimo wszystko będzie on w stanie pomóc swojemu zespołowi na boisku. Sądząc po historii jego wybryków, myślę, że długo nie wytrzyma, żeby znów czegoś głupiego nie nawywijać. Obstawiam, że kontrakt z Nets będzie jego ostatnim w karierze, bo nikt nie będzie chciał u siebie tak toksycznej osobowości.
6. Golden State Warriors
Mistrzowie NBA bardzo słabo zaczęli tegoroczne rozgrywki i aktualnie nie łapią się nawet do playoffs. Fatalna forma na wyjazdach nie pozwala im złapać odpowiedniego rytmu. Ciekaw jestem czy jest to spowodowane nasyceniem po ostatnim mistrzostwie, czy może jednak daje o sobie znać zmęczenie poprzednimi rozgrywkami, a może jednak konflikt Greena z Poolem wpływa jakoś negatywnie na zespół? Wydaje mi się, że główne czynniki to słabsza dyspozycja Poole’a oraz Thompsona, połączona z brakiem zastępstwa dla ważnych graczy zadaniowych/ defensywnych jak Payton i Potter Jr. Zobaczymy, czy Wojownicy odzyskają pazur i w kolejnych tygodniach zaczną się lepiej prezentować.
7. Eksperyment Twin Towers
W Minneapolis nie tak wyobrażano sobie te rozgrywki. Na razie Wolves grają fatalnie i ich pomysł z grą na dwie wieże w osobach Goberta i Townsa kompletnie zawodzi. Aktualna kontuzja Townesa spowoduje na pewno zmianę stylu gry, który był fatalny i kompletnie nie wykorzystywał przewag pod koszem tej dwójki. Natomiast w obronie Towns kompletnie nie radzi sobie, kryjąc graczy na pozycji 4, a obrona obręczy w wykonaniu Goberta nie jest nawet w połowie tak skuteczna, jak w Utah. Ciekaw jestem, jak dalej będzie wyglądała gra tego zespołu, bo na pewno włodarze liczyli na więcej po poprzednich rozgrywkach.
8. Obrona w lidze
Poprzedni sezon zaczęliśmy od wprowadzenia kilku zmian w przepisach, które miały pomóc obrońcom w NBA. W tym sezonie na razie obserwujemy zwiększoną ilość rzutów wolnych w każdym spotkaniu i bardzo miękką linię sędziowską. Wyniki niektórych spotkań są wręcz zadziwiające, a niestety wynika to z braku pozwolenia na trochę bardziej fizyczną defensywę. Nie wiem, czy jest to dobry kierunek dla ligi, bo momentami przypomina to luźny sparing, gdzie zespoły ćwiczą sobie grę w ataku, bo i tak w obronie nic nie można zrobić.