Wydawało się, że „Point God” najlepsze lata ma za sobą i zostało mu już tylko odcinanie kuponów dawnej świetności. Nic z tych rzeczy! Chris Paul w Thunder gra wyśmienicie, a dzięki niemu lepszy jest także cały zespół.
Thunder pod jego wodzą są na fali wznoszącej. Zespół, który miał walczyć o czołowe miejsca w drafcie, gra coraz lepiej i pnie się w górę tabeli Zachodu. Wygrali 10 z 12 ostatnich spotkań i mocno przybliżyli się do czołówki konferencji. Największa w tym zasługa Paula i jego umiejętności prawdziwego rozgrywającego.
Nerwy ze stali
Thunder rozegrali w tym sezonie najwięcej zaciętych spotkań w całej lidze, (czyli rozstrzygających się w ostatnich 5 minutach meczu, przy przewadze nie większej niż 5 punktów). To, co w końcówkach wyprawia Chris Paul, jest wręcz nieprawdopodobne. Zobaczmy, chociażby na te zwycięskie występy:
– 20 punktów w dogrywce i 4 kwarcie przeciwko Nets (wideo poniżej),
– 13 punktów w ostatnich minutach meczu z Mavericks,
– 19 punktów w 4 kwarcie przeciwko Bulls i wygrana po odrobieniu 26 punktów straty.
To tylko kilka z przykładowych, świetnie rozegranych końcówek przez gwiazdę Thunder. Paul zdobył już 103 punkty w „crunch time”, (czyli ostatnie 5 minut meczów, gdzie różnica między drużynami nie wynosi więcej niż 5 punktów). Wyprzedza drugiego w tym względzie Zacha Lavine’a o 20 punktów.
Najbardziej szokujący jest fakt, że w wieku 34 lat potrafi on przewodzić lidze w tej klasyfikacji. Ostatni raz był w czołowej piętce w sezonie 2011/2012. Dla porównania w zeszłym sezonie był na 153. miejscu, a dwa sezony wcześniej na 47.
Prawdziwy rozgrywający
Skąd się bierze ta niesamowita dyspozycja Paula w najważniejszych momentach spotkań? Odpowiedź jest bardzo prosta.
W początkowych 3 kwartach stara się on uruchomić swoich kolegów z drużyny i świetnie dyryguje tempem gry. Jego usage rate wynosi wtedy zaledwie 16%. Natomiast w 4 kwarcie, gdy ważą się losy meczów, ten wskaźnik wskakuje już do 32%. Paul agresywnie szuka wtedy miejsca do swojego firmowego rzutu z półdystansu (25/38 w czwartych kwartach) i gra bardziej pod siebie, a niżeli uruchamia partnerów.
To są właśnie cechy prawdziwego rozgrywającego wprost z podręcznika. Świetnie steruje rytmem i tempem gry. Dodatkowo stara się uruchomić każdego zawodnika ze swojej drużyny, aby czuł się komfortowo na boisku. A kiedy trzeba, bierze sprawy w swoje ręce i sam rozstrzyga o losach spotkań. Cały Chris Paul!
Dzięki temu jego koledzy czują się bardzo swobodnie na boisku. Shai Gilgeous- Alexander i Dennis Schroder przejmują stery w ofensywie podczas pierwszych części spotkań, aby w końcówce oddać piłkę w ręce swojego doświadczonego kolegi. To trio, gdy jest razem na boisku zdobywa aż 27 punktów na 100 posiadań więcej od rywali!
Dodatkowo obaj młodzi obwodowi są świetnymi graczami 1 na 1 i potrafią wykorzystać skupienie obrony na Paulu w 4 kwarcie. True shooting % Gilgeous- Alexandera w końcówkach wynosi aż 75%, czyli najwięcej w lidze! To wszystko wynika z obecności Chrisa na boisku.
Nie można też zapominać o defensywie Thunder, która w czwartych kwartach jest drugą najlepszą w całej NBA. To jest też bardzo istotny czynnik, który pozwala Oklahomie wygrywać zacięte pojedynki. Także nie tylko geniusz Paula, ale też wysiłek całego zespołu po obu stronach boiska jest konieczny do odnoszenia sukcesów.
Gallinari, Adams, Noel, Ferguson czy Diallo, ci wszyscy gracze dorzucają swoją cegiełkę do sukcesów drużyny. Mało, kto się spodziewał, że Thunder będą tak wysoko w tabeli i będą grać w tak dobrym stylu. Jednak kolektywny wysiłek i świetny podział ról procentuje i wszyscy czekamy na więcej.
Jeszcze się przyda!
Chris Paul odnalazł fontannę młodości w Oklahomie i teraz jego nieprawdopodobnie wysoki kontrakt nie wygląda już tak strasznie. Możliwe, że któryś z zespołów walczących o mistrzostwo zaryzykuje i ściągnie go jednak do siebie, bo swoją postawą na boisku udowadnia, że jeszcze nie jest skończony.
Osobiście uważam, że Paul dogra ten sezon w Thunder, wprowadzi ich do playoffs, a tam na pewno będą niewygodnym rywalem dla każdego. Na własne oczy możemy się przekonać, że przydomek „Point God” nie wziął się znikąd. Podziwiajmy jego kunszt prawdziwego rozgrywającego, bo jest on jednym z niewielu graczy o tej charakterystyce, jacy obecnie grają w NBA.