Mistrzowie NBA rozpoczynają obronę tytułu od starcia z Chicago Bulls. Byki są skazywane na pożarcie w tej serii, ale czy faktycznie drużyna DeMara DeRozana nie ma czego szukać w rywalizacji z Kozłami?
Kibice Chicago przeżyli w tym sezonie wiele pięknych chwil głównie za sprawą niesamowitych indywidualnych popisów ich lidera. DeRozan bił wszelkie możliwe rekordy i prowadził Bulls do kolejnych zwycięstw. Niestety w tej beczce miodu jest też spora łyżka dziegciu. Chicago potrafiło seriami zwyciężać, ale niestety ze ścisłą czołówką ligi mają wręcz tragiczny bilans. Jest to wręcz nie do pomyślenia, ale drużyna z Windy City wygrała zaledwie dwa(!) mecze na 22 rozegrane z drużynami, które znajdują się w playoffs bez podziału na konferencje.
Ten fakt nie może napawać optymizmem przed starciem z Bucks. Prawdopodobnie Koziołki z Milwaukee specjalnie odpuściły mecz w ostatniej kolejce z Cavaliers, żeby w pierwszej rundzie grać z Bulls, a nie potencjalnie z Nets. Takie kombinowanie może się na nich zemścić w kolejnych rundach, jeśli do nich awansują, ponieważ w potencjalnej serii z Celtics nie będą mieć przewagi parkietu, co może okazać się kluczowe. Wróćmy jednak do rywalizacji z Bulls.
Skazani na pożarcie?
Jak już wspomniałem, Bucks wydają się murowanym faworytem w tym starciu i ciężko mi znaleźć argumenty, które przemawiałyby na korzyść drużyny z Chicago. Bulls mają ogromny problem w obronie podczas nieobecności Lonzo Balla i pozwalają swoim przeciwnikom zdobywać mnóstwo punktów po akcjach pick&roll. Niestety obawiam się, że Nikola Vucević zostanie niemiłosiernie wyeksponowany jako najsłabszy punkt defensywy i Bucks będą nieustannie atakować Czarnogórca, który nigdy nie słynął z defensywy.
Na pewno przewaga fizyczna jest niepodważalnie po stronie Milwaukee i tacy gracze jak Antetokounmpo, Holiday i Middleton będą wykorzystywać swoje matchupy. Przypomnijmy, że w drużynie Bulls tak naprawdę każdy zawodnik gra o pozycję wyżej niż powinien, a w starciu z takim przeciwnikiem to proszenie się o kłopoty.
Największą piątą achillesową Bucks jest obrona rzutów trzypunktowych. Skupiają się oni na obronie pola trzech sekund i bardzo często odpuszczają zawodników zza łuku. W całej NBA Bucks pozwalają na zdecydowanie najwięcej oddanych rzutów za 3 przez swoich przeciwników. Średnio prawie 40, czyli 2 próby więcej niż przedostatni Thunder! Niestety ekipa trenera Donovana prawdopodobnie nie będzie w stanie tego wykorzystać, ponieważ, jak na złość, oddaje najmniej rzutów za trzy punkty w całej lidze (średnio 28)! A jeśli ktoś marzy o wygraniu starcia z Bucks, to właśnie skuteczność zza łuku, ale też wolumen tych rzutów musi być na wysokim poziomie.
Rozgrzewka dla mistrzów
Także chyba nie możemy się dziwić, dlaczego Bucks tak bardzo zależało na grze w pierwszej rundzie przeciwko Bulls. Jest to wręcz wymarzony rywal na przetarcie przed poważniejszymi wyzwaniami. Niestety nie widzę w tym starciu atutów sportowych przemawiających na korzyść Chicago. W moim odczuciu, jeśli DeMar DeRozan dozna olśnienia i otrze się o perfekcyjny mecz oraz jego partnerzy będą seriami trafiać zza łuku, to być może Byki urwą jeden mecz drużynie z Wisconsin.
Mój typ to gładkie 4:0 dla Bucks. W tej serii nawet niedoskonałości ich trenera nie powinny mieć najmniejszego znaczenia.