Igrzyska olimpijskie – kto pokona USA?



Przed nami prawdopodobnie najlepiej obsadzone igrzyska olimpijskie w koszykówce, jakie kiedykolwiek mogliśmy oglądać. Czy zatem znajdzie się drużyna, która będzie w stanie zdetronizować naszpikowanych gwiazdami Amerykanów?


Żeby uzmysłowić Wam jak bardzo rozwinął się poziom zawodników na świecie, to przytoczę ciekawą statystykę. W 1992 roku w Barcelonie oryginalny Dream Team miał za przeciwników łącznie zaledwie 9 graczy występujących na co dzień w NBA. Na tegorocznych igrzyskach zobaczymy takich graczy aż 61!


USA wydają się murowanym faworytem do złotego medalu, bo przywieźli do Paryża swój najlepszy możliwy skład. Mimo to nie spodziewam się, abyśmy oglądali mecze, gdzie będą wgniatać swoich rywali w ziemię, wygrywając ponad 30 punktami. W moim odczuciu, co pokazują sparingi, aktualny poziom koszykarzy na całym świecie wzrósł kolosalnie. Świadczy o tym, chociażby to, że w głosowaniu na MVP sezonu w NBA pierwsze 4 miejsca zajęli gracz spoza Stanów Zjednoczonych! Dlatego Większość drużyn, które są na igrzyskach, powinna być w stanie nawiązać walkę z gwiazdami USA.


Słabe strony Team USA


Drużyna Steve Kerra ma swoje mankamenty, które ich rywale będą starali się wykorzystać. Po obejrzeniu sparingów w oczy rzuca się kilka elementów, które mogą kosztować Amerykanów złote medale.


Po pierwsze straty. James i spółka wychodzą na mecz z przeświadczeniem o swojej wyższości nad rywalami i czasem starają się zagrać zbyt efektownie, skąd biorą się kompletnie niepotrzebne straty, które dają rywalom szanse na łatwe punkty. Błędy w posiadaniach wynikają też z braku zgrania i zaledwie kilkunastu wspólnych treningów. Jednak jest to element powodujący, że Team USA może sam sobie narobić kłopotów.


Druga kwestia to powrót do obrony, co poniekąd wiąże się z punktem pierwszym. Jednak nawet po zdobytych punktach Amerykanie potrafili wracać niezwykłe leniwie na własną połowę, co kończyło się błyskawicznie straconymi oczkami.


Po trzecie zaangażowanie. Element, który w moim odczuciu będzie kluczowy, jeśli Amerykanie mają zamiar wrócić do domu z wypełnionym zadaniem. Wiem, że to tylko sparingi, ale bywają bardzo długie momenty dekoncentracji i braku zaangażowania w walce o zbiórki, bezpańskie piłki czy zwykłej chęci zrotowania do przeciwnika w obronie. W praktycznie każdym meczu rywale Amerykanów byli w stanie notować kilka zbiórek w ataku z rzędu czy dochodzić do łatwych pozycji rzutowych, bo zwyczajnie przeważali energetycznie nad gwiazdami USA. Skoro nawet spisywani na pożarcie gracze Południowego Sudanu byli w stanie długimi momentami prowadzić kilkoma punktami i prawie wygrali mecz, to pokazuje, że jeśli Amerykanie chcą zdobyć złoto, to muszą pozostać skoncentrowani w każdym meczu przez pełne 40 minut.


Oczywiście nawet popełniając te wszystkie grzechy w tym samym meczu i dodatkowo biorąc pod uwagę gorszy dzień w rzutach za 3 punkty, USA są w stanie wygrać z każdym, bo mają taką pulę talentu w składzie. Jednak te igrzyska to nie będzie dla nich spacerek. Realne szanse na sprawienie niespodzianki będzie miało kilka drużyn.


Kto może sprawić sensację?


Przede wszystkim Serbia. Przepisy FIBA na pewno będą im sprzyjać. Są również dużo bardziej zgrani niż USA oraz mają w składzie Jokicia i dwóch byłych MVP Euroligi (Micic i Bogdanović). Widać, że stanowią świetny kolektyw, który ma wszystkie elementy potrzebne do wygrania z USA. Praktycznie wszyscy świetnie rzucają za 3 punkty. Mają 3-krotnego MVP NBA,  który dyryguje drużyną z pozycji centra. Mają parametry i fizyczność pod koszem oraz wściekle naciskają na obwodowych rywali. Dodatkowo posiadają świetnego trenera, który doskonale potrafi ustawić zespół pod danego rywala.


Kolejna drużyna zdolna wygrać z Amerykanami to Niemcy, co udowodnili w ostatnim sparingu, w którym o mały włos nie sprawili niespodzianki. Aktualni mistrzowie świata są fantastycznie zgrani i podobnie jak Serbowie mają niezbędne parametry, żeby przeciwstawić się fizycznie graczom z USA, co bez wątpienia jest kluczowe. Tutaj też mamy zespół, gdzie każdy gracz grozi rzutem z dystansu, a prędki Denis Schroder bez wątpienia będzie pilnować, aby karać niechlujne powroty do obrony ekipy Kerra.


W mojej ocenie te dwie ekipy mają największe szanse na nawiązanie walki z Amerykanami, bo wydają się najbardziej kompletne ze wszystkich drużyn. Do puli ekip, które mogą sprawić sensację, dorzucam jeszcze:


Francję – bo mają niesamowite warunki fizyczne i kosmitę Wembanyame, ale niestety kompletnie brakuje im rozegrania.


Australię – bo są niesamowicie ruchliwi (czego USA nie lubi), mają rzucających wysokich graczy i nieprawdopodobnego Patty’ego Millsa, który w koszykówce FIBA zamienia się w połączenie Stepha Curry z Allenem Iversonem.


Kanadę – bo mają najwięcej graczy z NBA i być może aktualnie najlepszego gracza w ofensywie na świecie, w postacie Shaia Gilgeousa-Alexandra. Niestety ich mankament to kompletny brak parametrów na pozycjach 4/5.


Hiszpania – bo to kapitalnie prowadzona drużyna, która potrafi rozpracować każdego rywala. Tutaj brakuje zdecydowanie indywidualności potrzebnych do ogrania USA, ale jeśli Brown pokaże formę z Eurobasketu w Niemczech, a strzelcy będą mieć dzień konia, to może sensacja stanie się faktem.
Pozostałe ekipy wg mnie nawet przy bardzo sprzyjających warunkach nie będą w stanie pokonać gwiazd USA. Grecy mają zbyt wąski skład, a Giannis na tle USA nie będzie takim dominatorem. Portoryko, Sudan Południowy, Japonia i Brazylia zwyczajnie nie mają argumentów fizycznych i czystko koszykarskich, żeby móc nawiązać równorzędną walkę, gdy Amerykanie będą skoncentrowani.


USA z tarczą czy na tarczy?


Podsumowując, drużyna USA musi naprawdę zagrać na maksimum swoich umiejętności, aby wrócić do kraju z satysfakcjonującym wynikiem, czyli złotym medalem. Tutaj nie będzie sielanki i wygranej w każdym meczu 30 punktami. Świat mocno poszedł do przodu i jest kilka drużyn zdolnych pokonać pierwszy garnitur Amerykanów. Kluczowym czynnikiem będzie defensywa i cechy wolicjonalne. Jeśli zawodnicy USA będą skoncentrowani i w pełni zaangażowani defensywnie przez cały mecz, to ich głębia składu i talentu będzie mimo wszystko nie do przeskoczenia. Jednak, jeśli dadzą swoim rywalom poczuć krew i pewność siebie, to przy aktualnym poziomie koszykarskim wyżej wymienionych przeze mnie drużyn, mogą się mocno zdziwić. A wtedy ostatnie igrzyska LeBrona Jamesa skończą się jak te pierwsze w Atenach.


Mimo wszystko oceniam, że Amerykanie dostali już solidne ostrzeżenia w sparingach i do meczów o stawkę przystąpią z zupełnie innym nastawieniem, aby jeszcze raz pokazać światu, że to oni są królami w koszykówce. Jednak tym razem ich margines błędu jest zdecydowanie najmniejszy w historii, gdy dysponują swoim najlepszym możliwym składem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *