Sezon NBA tuż za rogiem, dlatego pora przyjrzeć się, kto będzie rozdawać karty w tym roku. Zaczniemy od wschodniego wybrzeża, który ma dwóch wielkich faworytów i kilka drużyn marzących o sprawieniu niespodzianki w playoffs. Pierwsze pięć miejsc wydaje się dość proste do przewidzenia. Jednak sezon jest długi i do końca nie można być pewnym, która drużyna spełni oczekiwania, a która zawiedzie. Na ostatnie trzy miejsca gwarantujące grę w playoffs mają chrapkę przynajmniej 4 zespoły. Zobaczcie, zatem kogo widzę w czołowej ósemce EAST!
1. Philadelphia 76ers
Na papierze wielki faworyt do gry w finałach NBA. W lecie, co prawda stracili Butlera i Redicka, ale w zamian pozyskali jednego z najbardziej niedocenionych graczy w lidze, Ala Horforda, oraz świetnego obrońcę Josha Richardsona. Dodatkowo udało im się zatrzymać w składzie Tobiasa Harrisa. Także pierwsza piątka „Szóstek” wygląda spektakularnie, może nawet najlepiej w lidze. Tutaj kluczem do odniesienia sukcesu, czyli przynajmniej wygrania konferencji wschodniej, będzie przede wszystkim zdrowie Embiida. Kameruńczyk schudł przez lato i zapowiada, że jest w formie życia. Te kilka kilogramów mniej ma mu pomóc w byciu świeższym w końcówkach spotkań oraz ma zapobiegać kontuzjom. Kolejna istotna kwestia to spacing. Wszystko zależy, czy Ben Simmons „wyhodował” rzut za 3 punkty albo, chociaż przyzwoity rzut z półdystansu. Jeśli będzie w stanie regularnie trafiać z okolic 4-5 metra i dalej, to cała liga ma się, czego obawiać. Defensywnie ten zespół powinien być fenomenalny ze względu na swoje parametry i siłę fizyczną. Jedyne, co może ich przyhamować to właśnie wspomniany przeze mnie spacing i zdrowie.
2. Milwaukee Bucks
Najlepsza ekipa poprzedniego sezonu regularnego na wschodzie nie poczyniła wielkich ruchów transferowych. Jednak warto wspomnieć, że stracili Malcolma Brogdona, czyli swojego najlepszego kreatora gry. Kogoś, kto dawał tej ekipie niesamowity spokój. Zastąpiono go doświadczonymi strzelcami w osobach Matthewsa i Korvera. Niestety nie są oni graczami mogącymi zastąpić kompetencje gry z piłką „Prezydenta”. Tutaj upatruję największej słabości „Kozłów”. Wielka odpowiedzialność będzie spoczywać na barkach Bledsoe oraz Antetokounmpo. Są to jedyni gracze, którzy bez problemu są w stanie wygrywać pojedynki 1 na 1 i tworzyć przewagi swoim kolegom. Reszta składu to raczej gracze nastawieni „catch& shoot”. Rozwój Giannisa, jako rozgrywającego musi być znaczący, jeśli zespół chce dalej aspirować do gry w finale NBA. Na mistrzostwach świata nie wyglądało to najlepiej, ale wiemy, że w NBA gra się zupełnie inaczej. Jestem również ciekaw, jaki poziom utrzyma drugi lider Bucks, Khris Middleton. O jego obronę i celne trójki jestem spokojny, ale podobnie jak w przypadku MVP zeszłego sezonu, to jego kompetencje tworzenia przewag dla partnerów pokażą nam, czy faktycznie jest to gracz kalibru All- Star. Zapowiada się bardzo ciekawy sezon dla ekipy z Wisconsin. Zobaczymy, czy zmiany kadrowe się opłaciły, czy jednak to będzie minimalnie gorszy rok w stosunku do poprzedniego.
3. Boston Celtics
Przemeblowani Celtowie wydają się zupełnie innym zespołem niż przed rokiem. Stracili „rim protection” w postaciach Horforda i Baynesa. W ich miejsce pozyskano Kantera i reprezentanta Francji Vincenta Poiriera. Są to zawodnicy lepiej czujący się na atakowanej połowie boiska, dlatego uważam, że Boston będzie dość słabo broniącą drużyną w tym sezonie. Odszedł też zgorzkniały indywidualista Irving, który miał w nosie cały zespół i na pewno nikt po nim w Bostonie nie płacze. Najważniejszym wzmocnieniem jest Kemba Walker, który zamienił się miejscami z Terrym Rozierem. Teraz to on przejmie pałeczkę lidera od Irvinga i już sama jego osobowość będzie wartością dodaną. Nie ma on problemów z dogadaniem się z pozostałymi graczami w zespole i wyniki zespołu są dla niego najważniejsze. Uważam, że pasuje idealnie do „celtyckiej” filozofii koszykówki. Wspomagać go będą Tatum i Brown. To od ich rozwoju indywidualnego zależeć będzie, jak daleko zajdzie Boston. Tak jak wcześniej stwierdziłem, w tym roku spodziewam się Celtów nastawionych na zdobywanie masy punktów, ponieważ nie dysponują materiałem ludzkim, aby być czołową defensywą ligi. Coach Stevens na pewno ma wiele świetnych pomysłów taktycznych. Doskonale zdaje sobie sprawę, gdzie jego zespół będzie miał przewagi, ale nawet taki geniusz jak on nie zatuszuje braku klasowych obrońców podkoszowych. Myślę, że to będzie główny czynnik, który nie pozwoli Celtom przejść drugiej rundy playoffs. Chyba że team spirit będzie tak świetny, jak za czasów Isaiaha Thomasa, a wtedy wszystko może się wydarzyć!
4. Toronto Raptors
Obrońcy tytułu przystąpią do rywalizacji w praktycznie niezmienionym składzie. Niestety tym jedynym brakującym zawodnikiem jest Kawhi Leonard. W jego miejsce Raptors znaleźli solidnych skrzydłowych (Rondae Hollis- Jefferson i Stanley Johnson), ale wiemy, że takiego gracza nie da się tak po prostu zastąpić. Na pewno będzie to bardzo dobra drużyna, która wygra wiele meczów w sezonie zasadniczym. Wszyscy liczą na rozwój Pascala Siakama oraz OG Anunoby. To oni, a zwłaszcza Kameruńczyk, mają przejąć pałeczkę lidera. Doświadczeni gracze jak Gasol, Ibaka i Lowry na pewno będą wspierać zdolną młodzież. Tylko na ile mają jeszcze motywacji i paliwa w baku, aby grać o jak najwyższe cele. Moim zdaniem w przypadku słabego startu rozgrywek włodarze „Dinozaurów” będą szukać wymiany za swoich weteranów. Uważam jednak, że do tego nie dojdzie, bo ta ekipa powinna być jedną z najlepiej broniących, o ile nie najlepiej broniącą, drużyną w lidze. Powstaje pytanie, czy ich siła rażenia pozwoli na coś więcej niż nabicie solidnej ilości zwycięstw w regular season? Właśnie ten brak tzw. „ go to guy” spowoduje, że Raptors nie będą w stanie przejść dalej niż druga runda playoffs. Oczywiście sezon jest długi, więc może np. uda im się pozyskać Bradleya Beala z Wizards, a wtedy obrona tytułu nie będzie misją z rodzaju science- fiction.
5. Indiana Pacers
Solidność, to cecha charakteryzująca drużynę Nate McMillana od kilku sezonów. Doszło tutaj do małej rewolucji. Nie ma już Bogdanovicia, Collisona i Younga. Doszli za to Brogdon, Warren, Lamb i Justin Holiday (dołączą do młodszego brata Aarona, trzeciego z klanu Holiday w NBA). Jestem bardzo ciekaw jak te zmiany wpłyną na grę Pacers. Interesuje mnie zwłaszcza, czy odczuwalny będzie brak Younga. Łatał on wszystkie dziury na parkiecie, robiąc wiele pożytecznych rzeczy, niewidocznych w statystykach. Następnym pytaniem jest, czy trener McMillan nauczy gry w obronie Warrena i Lamba. Bo skoro udało mu się zrobić z Bogdanovicia solidnego defensora to nie widzę przeszkód, aby ci dwaj gracze nie byli „tyczkami” do mijania w obronie. Ważną kwestią w kontekście sukcesu w tym sezonie będzie to, czy Indiana będzie w stanie wygrywać bez Oladipo. Lider ma wrócić dopiero w okolicach nowego roku. Z nim w składzie są zdolni postraszyć każdego w playoffs, a być może nawet zajść do finału konferencji. Uważam, że postać Brogdona idealnie pasuje do Victora. Bardzo inteligentny zawodnik, świetnie grający w obronie, ale też potrafiący wziąć ciężar gry na swoje barki. Takiego gracza brakowało w Indianie w poprzednich dwóch latach. Po kontuzji Oladipo byli wręcz bezradni w końcówkach spotkań, bo nie było, komu zdobywać punktów w ciężkich momentach (pokazały to chociażby mecze playoffs z Bostonem). Dlatego z nim w składzie jestem optymistycznie nastawiony, na postawę tej ekipy do momentu powrotu ulubieńca publiczności w Indianapolis.
6. Miami Heat
Nowy lider przyjechał do South Beach. Jimmy Butler ma za zadanie ponownie wprowadzić Miami do playoffs, a dodatkowo udowodnić światu, że należy do ścisłej czołówki graczy w NBA. Jest jednym z niewielu graczy kalibru All NBA Team, którzy nie mają wsparcia kolejnej gwiazdy lub gwiazd w drużynie. Jak to zwykle bywa u Pata Reily , zespół nastawiony jest na intensywność i fizyczność. Rygor i ciężka orka na treningu to jest idealne środowisko dla kogoś takiego jak Butler, który kocha ćwiczyć całymi dniami. Jego charakter był problemem, w poprzednich ekipach. Nie mógł znieść, że niektórzy koledzy nie pracują, tak ciężko, jak powinni. W Miami tego problemu nie będzie, tutaj każdy jest treningowym „świrem”, a pieczę nad tym wszystkim trzyma coach Spoelstra i Pat Reily. Trzon ekipy będą stanowić panowie Winslow, Adebayo i właśnie Butler. Do tego dochodzi kilku młodych, zdolnych graczy na czele z Tylerem Herro. A za prowadzenie gry drugiego składu odpowiedzialny będzie doświadczony Goran Dragić. Całe lato słyszeliśmy pogłoski o transferze Chrisa Paula, ale przynajmniej na razie temat ucichł. Zobaczymy, czy w pewnym momencie sezonu do niego dojdzie. Na pewno w tym zestawieniu ludzkim nie widzę możliwości, aby Heat byli w stanie walczyć o coś więcej niż 4-5 miejsce na wschodzie. Oczywiście w playoffs nikt nie będzie chciał trafić na taką zadziorną i niewygodną drużynę. Brak klasowego gracza (oprócz Butlera), ale tez brak wybitnych strzelców mocno ogranicza ten zespół. Dopóki nie pozyskają lepiej pasujących do siebie elementów, nie będą w stanie przeskoczyć wyżej niż awans do playoffs.
7. Brooklyn Nets
Dwa hity transferowe w postaci Irvinga i Duranta pokazały, że Nets mają zamiar grać o mistrzowski pierścień. Niestety swoje plany będą musieli odłożyć na kolejny sezon, gdy do gry wróci Durant. Na razie to będzie ekipa Irvinga i jestem mocno sceptyczny, czy pod jego batutą osiągną lepszy wynik niż przed rokiem. Na papierze skład wydaje się mocniejszy, ale znając umiejętności przywódcze, a raczej ich brak, Irvinga nie jestem pewny, czy ten eksperyment nie skończy się klapą. Miałem ochotę wyrzucić Nets poza 8 na wschodzie, ale jednak osoba trenera Atkinsona plus zastęp młodych graczy przekonują mnie, że jednak dadzą radę się tam znaleźć. Szybka gra, masa rzutów za 3 i gra 1 na 1 to powinno cechować ekipę z Brooklynu. Za obronę kosza ma odpowiadać DeAndre Jordan i jego młodsza kopia Jarret Allen. Powinno się bardzo przyjemnie oglądać koszykówkę spod znaku Nets. Jednak jestem mocno sceptyczny, czy ten zespół zafunkcjonuje razem. Jestem nawet skłonny stwierdzić, że bez Irvinga będą sobie radzić lepiej, ale pożyjemy, zobaczymy. Może będę musiał uderzyć się w pierś i przeprosić zespół liderowany przez największego „filozofa” NBA.
8. Detroit Pistons
Ekipa z Motor City ma ambitne plany na ten sezon. Dalej wierzą w projekt Jackson- Griffin- Drummond. Dodając do drużyny Derricka Rosa mają w końcu solidną alternatywę dla chimerycznego Jacksona. Mam nadzieję, że z biegiem sezonu były MVP zastąpi w wyjściowym składzie Jacksona, który jest w ostatnim roku swojego kontraktu i być może uda się go atrakcyjnie wymienić. Dalej liderem będzie Griffin. Jego rozwój z gracza robiącego tylko efektowne wsady jest imponujący. Teraz potrafi niemal wszystko, łącznie z trójkami po step backach. Niestety bolączką będzie obrona podkoszowa i skuteczność z dystansu. Wydawałoby się, że z Drummondem pod koszem obrona musi być świetna. Niestety jest zgoła inaczej, a tutaj chodzi tylko o zaangażowanie w grę centra Pistons. Jeśli w końcu zmieni swoją mentalność, to możemy być świadkami świetnego sezonu „Tłoków”. Tak jak wspominałem, wiele zależy od skuteczności dystansowej, a tutaj główną opcją ma być Luke Kennard. Wychowanek Duke musi mieć przełomowy sezon i może powalczyć o nagrodę MIP, jeśli spełni oczekiwania, jakie pokładają w nim włodarze Pistons. Przypomnijmy, że to jego wybrali w drafcie, a nie Donovana Mitchella. Najwyższa pora, aby zaczął spłacać dane mu zaufanie i stał się stabilnym strzelcem na poziomie 40 % za 3, oraz skuteczną opcją w pick& roll. Jeśli wszystkie mankamenty zostaną poprawione tą ekipę stać nawet na atakowanie top 4 wschodu. Są jednak tak nieprzewidywalni, że równie dobrze mogą wypaść poza czołową ósemkę. Jako kibic Pistons liczę, że jednak spełni się ten optymistyczny wariant.