W poprzedniej części przyglądaliśmy się zespołom, które wg mnie zagrają w playoffs na wschodzie. Dzisiaj skupimy się na pozostałych ekipach, które zakończą rozgrywki po 82 spotkaniach. Zerknijmy, na co warto zwrócić uwagę przy oglądaniu tych drużyn.
9. Orlando Magic
Pierwsza drużyna, która wg mnie nie załapie się do playoffs. Magicy rok temu udowodnili, że są w stanie być jedną z czołowych defensyw w NBA. Niestety dalej będą cierpieć na brak klasowego gracza ofensywnego. Z całym szacunkiem do Vucevicia i Fourniera, ale nie są to gracze, którzy co mecz będą rozstrzygać spotkanie na korzyść swojej drużyny. Bardzo ciekawe czy były 1 pick draftu, Fultz jest już w końcu zdrowy. Jeśli odzyskał swój rzut z rozgrywek uniwersyteckich i uniknie kontuzji, to może doczekamy się jego gry na miarę potencjału. Na tę chwilę ciężko jest przewidzieć, czego się po nim spodziewać.
Orlando na pewno wygra sporo meczów i będzie balansować w granicach 50% zwycięstw, ale wydaje mi się, że ta sama formuła, co rok wcześniej może tym razem nie dać awansu do 8. Brak wyraźnych wzmocnień powoduje, że walka o playoffs to sufit tej ekipy. Jak to mówi stara maksyma, „kto nie idzie do przodu, ten się cofa”.
10. Chicago Bulls
Młode „Byczki” zostały wzmocnione przez bardzo wartościowych weteranów. Young i Satoransky powinni dać wiele spokoju na boisku w trudnych momentach. Taka mieszanka z dotychczasowym „nieopierzonym” trzonem ekipy z Wietrznego Miasta, powinna przynieść poprawę wyników. Nie jestem jednak przekonany, czy starczy tutaj regularności i nie zdarzy się kilka dłuższych serii porażek w trakcie sezonu. A przy tak wyrównanej stawce będzie to kosztowne. Na pewno wszyscy w Chicago liczą na kolejne kroki w rozwoju swoich gwiazdek Markannena i LaVine. W dużej mierze to od ich postawy zależeć będzie walka o awans do playoffs. Warto także przyjrzeć się, jak w drużynę wkomponuje się Coby White oraz jakie postępy zrobił Carter Junior.
Tę ekipę powinno się przyjemnie oglądać. Mam tylko nadzieję, że problemy w szatni zostały już zażegnane i wynik Bulls będzie zależeć tylko od ich postawy na boisku.
11. Atlanta Hawks
Kolejna młoda ekipa aspirująca do gry w czołowej 8 wschodu. Prowadzeni przez Trae Younga „Jastrzębie” mają w planach nieźle namieszać. Tutaj mamy do czynienia z niezwykle szaloną koszykówką. Masa szybkich rzutów za trzy punkty i efektownych wsadów. Tak powinna wyglądać ich gra. Dodajmy do tego smaczek w postaci 42 letniego Vinca Cartera, a okaże się, że wielu postronnych kibiców z chęcią będzie oglądać poczynania Atlanty. To jest taka mini wersja Warriors. Do pierwowzoru jeszcze wiele brakuje, ale elementy układanki są coraz bardziej dopasowane. Jedynym wyraźnym mankamentem będzie pozycja rezerwowego rozgrywającego. Evan Turner na pewno nie jest etatowym playmakerem. Dlatego bardzo wiele spoczywa na barkach młodego Younga. Jeśli poprawi swoje osiągniecia z poprzedniego roku, to pociągnie za sobą całą drużynę. A wtedy nikt w lidze nie będzie chętnie przyjeżdżał na mecze do Phillips Arena, wiedząc, jak ciężkim zadaniem będzie zatrzymanie ekipy Hawks.
12. New York Knicks
Nowojorczycy zbudowali dość nietypowy skład. Wydaje się, że spora część zawodników dubluje się na boisku. Mają podobne umiejętności na swoich pozycjach i ciężko tak naprawdę wskazać, jaki styl mają zamiar prezentować. Bardzo dobrze wygląda Julius Randle, ale czy jest gotowy na bycie twarzą organizacji NBA? Brak klasowego rozgrywającego będzie tutaj znacznym problemem. Ani Payton, ani Smith Jr. nie przekonują do tej pory, ponieważ nie dysponują solidnym rzutem, a ich koszykarskie IQ do najwyższych nie należy. Największe nadzieje pokładam we Franku Ntilikinie. Na mistrzostwach świata udowodnił, że może być solidnym graczem nie tylko w obronie, ale też na atakowanej połowie. Wg mnie to na niego powinni postawić włodarze Knicks i rozwijać jego karierę. Do tego dochodzi RJ Barrett. Gwiazda Duke będzie na pewno czołową postacią w tej ekipie. Powinien dostać sporo minut i mieć możliwość decydować o wynikach zespołu w ciężkich momentach. W tej chwili to on, do spółki z Randlem będą liderami. Jestem też ciekaw, czy nadmiar twardych charakterów nie spowoduje wybuchu i afery w szatni.
Spodziewam się, że w okolicach lutego włodarze Knicks będą bardzo aktywni na rynku wolnych agentów. Wiele umów, jakie podpisali w lecie, są jednoroczne. A to oznacza, że zespoły aspirujące do walki o mistrzostwo będą zainteresowane weteranami Knicks. Gibson, Ellington czy Bullock mogą być bardzo wartościowym „towarem” przetargowym. Być może właśnie taki był zamysł menagera nowojorczyków w lecie i dzięki temu uda się pozyskać jakieś picki w drafcie albo młodych, zdolnych graczy na przyszłość. Pamiętajmy jednak, że to są Knicks, po nich nigdy nie wiesz, czego się spodziewać.
13. Cleveland Cavaliers
Kawalerzyści mają sporo talentu, ale podobnie, jak w przypadku Knicks ich młodzież „gryzie” się umiejętnościami. Sexton i Garland to bardzo podobni gracze, obaj nastawieni na grę z piłką w rękach. Z racji swojego wzrostu i warunków fizycznych, raczej ciężko będzie ich trzymać razem na parkiecie. Zwłaszcza w obronie przeciwnicy wykorzystają ich braki. Chętnych do rzucania jest jednak dużo więcej niż wspomniana przeze mnie dwójka. Clarkson, Porter Jr., Osman i Knight też są nastawieni na grę z piłką i kreowanie głównie siebie. Nie wiem, czy uda się to wszystko tak poukładać, aby jedna piłka wystarczyła każdemu. A przecież jest jeszcze Kevin Love! On, co prawda mówi, że chce zakończyć karierę w Cleveland i być mentorem dla młodszych kolegów. Zastanawiam się jednak, czy włodarze Cavs nie mają zamiaru się go pozbyć, bo jego kontrakt jest bardzo wysoki. Wciąż jest to bardzo solidny gracz, więc któryś z pretendentów do tytułu mógłby się na niego skusić.
Spodziewam się chaotycznej gry w tym sezonie, a głównym celem powinno być ogrywanie młodzieży i wykrystalizowanie podziału ról w zespole na przyszłość. Minie trochę czasu, zanim kibice „Kawalerzystów” zobaczą swoich ulubieńców w playoffs.
14. Washington Wizards
Jedna wielka gwiazda i sporo znaków zapytania. Tak na tę chwilę wygląda zespół ze stolicy. Chyba najciekawszą kwestią jest to, czy Bradley Beal zostanie w końcu wytransferowany. Bardzo mu tego życzę, ale na razie wszystkie oferty są odrzucane. Kolejną historią wartą śledzenia jest Isaiah Thomas i jego walka o powrót do regularnej gry. Nie wiem, czy jest jakakolwiek osoba, która by mu źle życzyła. Oby to był przełomowy rok i do czasu powrotu Johna Walla, powinien mieć sporo minut, aby się pokazać. Trzymajmy za niego kciuki.
W składzie „czarodziejów” mamy jednak jeszcze jedno ciekawe nazwisko. Rookie Rui Hachimura, wschodząca gwiazda japońskiej koszykówki ma szansę zostać „kimś” w tej lidze. Na mistrzostwach świata pokazał się ze świetnej strony i to na jego wszechstronność liczą Wizards. Już wywołał wielki boom na koszykówkę w kraju Kwitnącej Wiśni, co w przypadku ostatnich problemów w kontaktach z Chinami, napawa małym optymizmem świat NBA. Niestety za wielu zwycięstw nie ma, co się spodziewać po ekipie z Waszyngtonu. Zwyczajnie nie mają do tego wystarczająco utalentowanego składu i ich celem powinno być jak najwyższe miejsce w przyszłorocznym drafcie.
15. Charlotte Hornets
„Szerszenie” wyglądają na najsłabszą drużynę w lidze. Nie widać tutaj ani czołowych młodych prospektów, ani wartościowych doświadczonych graczy. Sezon najpewniej upłynie pod znakiem popisów Terrego Roziera do spółki z Malikiem Monkiem. Najsmutniejsze jest, że ich salary cap przy takim składzie jest zapchany i dopiero po tym sezonie powinni złapać jakąkolwiek elastyczność, bo kończą się kontrakty Batuma, Williamsa i Biyombo. Jest to nie do pomyślenia, ale są warte ponad 57 mln $!!! Może któryś zespół skusi się na wymianę za Williamsa w okolicach lutego. Bo w tej chwili on jedyny może pomóc jakiemuś pretendentowi do tytułu swoją grą.
Zapowiada się bardzo ciężki sezon dla sympatyków Hornets. Może być niezwykle trudno przekroczyć barierę 15 zwycięstw, a to już tylko pokazuje, jak słabą drużyną dysponuje Michael Jordan.