Dwaj potrzebujący piłki gracze, James Harden i Russell Westbrook, oraz ich wielkie ego w jednej drużynie. Daryl Morey zagrał va bank, ściągając byłego lidera Thunder. Jest jeszcze wcześnie, aby oceniać ten ruch, ale możliwe, że okaże się on dobrym posunięciem.
Run, Russel, run!
Russell Westbrook ma zarówno pozytywny, jak i negatywny wpływ na niektóre aspekty gry Rockets w porównaniu do zeszłego sezonu. Głównym aspektem, który zmieniła jego osoba, jest tempo gry.
W poprzednim roku Rockets byli na szarym końcu, jeśli chodzi o liczbę akcji przeprowadzanych podczas meczów, a dokładniej na 27 miejscu. Praktycznie nie widzieliśmy, aby zdobywali łatwe punkty po kontratakach (19 miejsce i zaledwie 12 punktów na mecz w szybkim ataku). Wszystko to było spowodowane genialną egzekucją Hardena.
Sztab trenerski wiedział, że ich gwiazda, na zmianę z Chrisem Paulem, jest tak bardzo skuteczna w izolacjach i akcjach dwójkowych, że zwyczajnie nie potrzebowali grać szybko. Procentowe zdobycze na jedno posiadanie były imponujące. Biorąc pod uwagę wąską rotację i wiele minut na parkiecie „Brody” trenerzy postanowili go nie eksploatować jeszcze mocniej w „bieganej grze”.
Przyjście Russa jednak diametralnie zmieniło ten element gry w Teksasie. Wszyscy zdajemy sobie sprawę, jak genialnym atletą jest ten gracz. Jego zamiłowanie do szybkich akcji po zbiórce, czy przechwycie pozwoliło otworzyć nowe możliwości w ataku Rockets. Aktualnie znajdują się na 4 miejscu w punktach z kontry, a ich liczba posiadań w meczu (pace) wzrosła z 98.3 do 107.6! Z 27 miejsca w tym względzie podskoczyli na 2 pozycje w całej lidze!
To oznacza masę otwartych pozycji na rzuty trzypunktowe i proste lay-upy. Zwykle wygląda to tak, że Westbrook pędzi na kosz rywali i albo kończy akcję pod samą obręczą lub znajduje strzelców na dystansie. Dzięki temu mecze Houston obfitują w masę punktów jak chociażby ich pojedynek z Wizards zakończony wynikiem 158 do 159.
Duże utrapienie – straty!
Ma to jednak też swoje negatywne strony. Nie od dzisiaj wiemy, że zarówno Westbrook, jak i James Harden potrafią być bardzo niechlujni w ochronie piłki. Jeden i drugi są od lat w czołówce ligi pod względem strat na mecz. Oczywiście wiąże się to też z tym, że obaj mają piłkę w rękach przez większość czasu rozgrywania akcji swoich drużyn.
Jednak, jeśli popatrzymy na % wskaźnik strat, to okaże się, że w tym sezonie Rockets popełniają ich jeszcze więcej (15.4%) niż rok temu (13.5%). Tutaj akurat tempo gry i styl byłej gwiazdy Thunder na pewno nie jest pomocny. Przez tą „niedbałość” w ataku przeciwnicy zdobywają aż 5 punktów więcej po stratach niż w poprzednim sezonie, a takie punkty są bardzo bolesne.
Westbrook zniszczy spacing?
Wielu z nas zastanawiało się również, czy spacing Rakiet nie zostanie zaburzony przez obecność Westbrooka na boisku. Wiadomo, że strzelec dystansowy z niego żaden. Jednak na obecną chwilę potrafi bardzo inteligentnie grać bez piłki, ścinając za plecy obrońców. Wykorzystuje swój atletyzm do kończenia takich akcji pod koszem, a wszystko ułatwia mu Harden. Mało, który gracz potrafi tak świetnie podawać z podwojenia.
Na plus Westbrookowi możemy też zapisać jego grę w 4 kwartach. Coś, co było jego wielką bolączką od wielu lat, w tym sezonie jest jego atutem. Jest najskuteczniejszym zawodnikiem Rakiet w ostatnich kwartach i jego skuteczność z gry wynosi ponad 60%. Zrezygnował z głupich rzutów z półdystansu i dystansu. Polega głównie na swoich wjazdach pod kosz. Dzięki partnerom z drużyny grożącym rzutem za 3 punkty, ma na to więcej miejsca, a wiemy, jak bardzo jest w tym skuteczny.
Czy Rockets stać na solidną obronę?
Na sam koniec zostawiłem sobie główny aspekt, od którego moim zdaniem będzie zależeć sukces zespołu z Houston w tym sezonie, czyli obrona.
Jak zapewne większość z nas wie, Chris Paul od zawsze był czołowym obrońcą na swojej pozycji w NBA. Niestety nie można tego samego powiedzieć o Westbrooku. Wydawałoby się, że ktoś z takimi warunkami fizycznymi jest wręcz stworzony do bycia w czołówce defensorów w lidze. Jednak jego niezbyt wysoki koszykarskie IQ oraz zamiłowanie do ryzyka i prób przechwytów, często wiąże się z łatwymi punktami dla rywali.
Chris Paul w zeszłym sezonie był na pierwszym miejscu w lidze na pozycji rozgrywającego pod względem „defensive real plus- minus” z wynikiem 2.27. Dla odmiany Westbrook był na 26 miejscu (-0.08), a Harden na 21 (0.02). Dorzućmy do tego Erica Gordona, który był 71(!) na swojej pozycji (-1.32), a zobaczymy, jak dramatyczny statystycznie jest obwód Rockets w obronie.
Statystyki to jedno, ale zaangażowanie i chęć gry obronnej to druga kwestia. Nawet najlepszy system obrony nie będzie działać, jeśli zawodnicy nie wykażą tych cech w defensywie. Mecz w Miami tydzień temu pokazał, jak leniwie potrafią grać Rockets. Żal było patrzeć na to, co robili na własnej połowie. Wyglądało to tak, jakby całą noc przesiedzieli w nocnych klubach i za karę z rana musieli zagrać mecz.
Ten mecz to było już apogeum niechęci do gry pod własnym koszem całego zespołu. Po tym spotkaniu nastąpiło zebranie wewnątrz drużyny i od tej pory gracze z Teksasu, chociaż starają się nieco bardziej angażować w defensywę. Zdają sobie sprawę, że samym atakiem niczego nie osiągną.
Uważam, że zamiana Paula na Westbrooka wyjdzie Rockets na dobre. Tym razem obie największe gwiazdy są przyjaciółmi i potrafią usunąć się w cień, gdy temu drugiemu idzie lepiej w danym spotkaniu. Russ daje nowe możliwości w ataku i jedyne, czego potrzeba do osiągnięcia sukcesów to zaangażowanie w defensywę. Jeśli ten element będzie, chociaż na przyzwoitym poziomie, to Rakiety mocno namieszają i będą się liczyć w walce o mistrzostwo NBA.