Od nowego roku możemy zaobserwować sporą zmianę w grze San Antonio. Drużyna Gregga Popovicia zdaje się adaptować do nowoczesnej koszykówki. Coraz większa liczba rzutów za trzy punkty przynosi lepsze rezultaty. Dzięki tej zmianie jest szansa, że Spurs zameldują się po raz 23 z rzędu w playoffs!
Od dawna wiemy, że Gregg Popovich jest wielkim przeciwnikiem oddawania szaleńczej ilości rzutów dystansowych. Uważa, że to zabiło piękno tej gry i oglądanie współczesnej NBA nie sprawia mu już takiej przyjemności.
Spurs od zawsze słynęli z zespołowej koszykówki i potrafili świetnie wykorzystywać każde słabości przeciwnika. Niestety od kilku lat nie są w tym już tak skuteczni. Oddają stanowczo za dużo rzutów z półdystansu oraz cierpią na brak wybitnej obrony po przejściu na emeryturę Tima Duncana.
Jednak od nowego roku możemy zaobserwować znaczącą zmianę w ich grze po atakowanej stronie boiska. „Pop” zdaje się godzić z aktualnymi trendami i postanowił trochę zmienić sposób, w jaki jego zespół jest ustawiony w ataku.
Trzypunktowa transformacja
W pierwszych 31 meczach sezonu Spurs oddawali średnio zaledwie 26.7 rzutów za 3 punkty, co dawało im ostatnie miejsce w lidze. Dla porównania pierwsi w tej kategorii Rockets oddają ponad 43 takie rzuty na mecz!
Jednak od 1 stycznia Spurs oddają już 31.3 trójek, co daje im już 21. miejsce. Nie jest to wynik rewelacyjny, ale widać znaczną poprawę i zmianę strategii w grze. Co ważne, trafiają aż 38.1% takich rzutów i pod względem skuteczności są 3 w lidze!
Główną przemianę pod względem oddanych trójek przeszedł LaMarcus Aldridge. Oddaje on średnio 4.4 trójki i trafia aż dwie na mecz (2 oddane i 0.8 celnych na mecz przed nowym rokiem), co daje mu 45% skuteczności. Czemu jest to tak istotna zmiana dla gry całej drużyny?
Dlatego, że stwarza to więcej miejsca do gry obwodowym graczom Spurs. White, Murray i przede wszystkim DeRozan mają teraz pole do popisu w grze, 1 na 1, czyli w tym, w czym czują się najlepiej. Aldridge stojący za linią 7.24 rozciąga obronę przeciwnika i wyciąga centra drużyny przeciwnej z pola trzech sekund na obwód.
Jego skuteczność jest praktycznie taka sama jak przy rzutach z półdystansu. Dlatego przeciwnicy mają większy dylemat, kogo kryć. Czy pomagać od centra Spurs i zostać ukaranym celną trójką, czy jednak spróbować zatrzymać atak kosza przez jednego z obwodowych.
Od momentu przemiany Aldridge’a, DeMar DeRozan zdobywa aż 26 punktów na mecz (21 przed nowym rokiem). Dodatkowo jego skuteczność wzrosłą z 52% do 56%. To tylko pokazuje, jak mocno, ta wydawałoby się mała zmiana, pomaga w grze Spurs. Ich najlepszy strzelec może w końcu efektywnie wykorzystywać swoje najsilniejsze strony.
Kulejąca obrona
Tak jak atak uległ poprawie, ponieważ spacing zespołu jest o wiele lepszy i mało efektywne rzuty półdystansowe zostały zastąpione przez „trójki”, tak niestety obrona dalej pozostaje bolączką „Ostróg”.
Od kilku lat Spurs mają te same problemy po bronionej połowie boiska. Ich gracze obwodowi nie są w stanie wygrywać pojedynków 1 na 1 w defensywie, przez co tracą najwięcej punktów w całej lidze z pozycji 1-2. Tylko Atlanta Hawks może się z nimi „równać”, a wiemy jak marnym obrońcą jest Trae Young.
Wydawałoby się, że po powrocie po kontuzji Dejounte Murraya, obrona Spurs będzie lepsza. Faktycznie z nim na parkiecie defensywa jest trochę efektywniejsza, ale niestety tacy gracze jak Mills, Bellinelli, DeRozan są tak słabymi, indywidualnymi obrońcami, że przeciwnicy zawsze starają się atakować przeciwko nim.
Dodatkowo nie ma już kogoś takiego, kim był Tim Duncan, który swoim ustawieniem niweczył większość akcji rywali. Jego IQ koszykarskie i umiejętność dyrygowania zespołem w obronie były nieocenione. Teraz gdy w jego buty wszedł Aldridge, widzimy, jak duży spadek, jakości ma obrona Spurs. Nie jest on w stanie ustać niższym i szybszym rywalom na obwodzie, a nie ma też takiego wyczucia do bloków, żeby stopować ich pod samą obręczą.
Dodajmy tutaj jeszcze aspekt rzutów trzypunktowych. Spurs od zawsze świetnie bronili tego typu akcje. Niestety, gdy w dzisiejszym NBA mamy wielu utalentowanych graczy, potrafiących rzucać po koźle z dystansu, obrona Spurs nie jest już aż tak skuteczna pod tym względem. Nie bez przyczyny, szybcy obwodowi z dobrą „trójką” rozgrywają zwykle świetne mecze przeciwko ekipie Popovicia.
23. playoff z rzędu?
Mimo że Spurs przegrali minimalnie ostatnie 3 spotkania, to ich bilans w styczniu wynosi 7-8 (z Aldridgem w składzie 7-7). Widać ewidentną poprawę w ich grze w ataku, a oddawanie większej ilości rzutów z dystansu przynosi spodziewane efekty. Tych kilka porażek było spowodowane sporą niefrasobliwością w końcówkach. Gdyby nie brak zimnej krwi, to bilans Spurs mógłby już oscylować w granicach 50% wygranych.
O awans do playoffs będzie bardzo ciężko. Jednak biorąc pod uwagę fakt, że na tą chwilę 8 drużyna (Grizzlies) ma zaledwie bilans 22-24, to jest to zadanie, jak najbardziej do wykonania. Portland, Memphis, Nowy Orlean i Phoenix również mają chrapkę na grę w playoffs i nikt z nich nie odpuści do samego końca.
Uważam, że Spurs, powinni pozostać wierni swojemu nowemu stylowi gry oraz mieć trochę więcej wyrachowania w końcówkach, a 23. kolejne playoffs będą możliwe. Aż ciężko sobie wyobrazić, żeby „Ostrogi” były na wakacjach już w połowie kwietnia.