Utalentowani bracia Jan i Szymon Wójcik dwa lata temu pojechali na podbój amerykańskiej koszykówki. Przekonajcie się, jak z perspektywy czasu oceniają tę decyzję i jakie są ich plany na przyszłość.
Synowie śp. Adama Wójcika aktualnie trenują we Wrocławiu, między innymi korzystając z ośrodka WKK Sport Center i przygotowują się do kolejnego sezonu w NCAA. To będzie ich pierwszy sezon w oddzielnych drużynach i nowe ekscytujące doświadczenie w ich życiu.
Jak odbieracie ostatnie dwa lata w Stanach Zjednoczonych?
Jan Wójcik: Do tej pory graliśmy na dwóch uniwersytetach, w Missouri State University i Northwest Florida State College. MSU ze Springfield to Dywizja 1 NCAA w konferencji Missouri Valley, gdzie liga była zdecydowanie bardziej dojrzała, ale po I roku zdecydowaliśmy się na transfer. Szymon doznał poważnej kontuzji, a ja prawie nie grałem. Próbowano ze mnie na siłę zrobić środkowego, a taka rola w zespole mi po prostu nie odpowiadała. Aby uniknąć roku bez grania (przepisy NCAA) zdecydowaliśmy się na NWF, czyli niższa liga, szkoła, która ma dwuletni program i bierze udział w rozgrywkach Junior College. Dla mnie to były bardzo trudne dwa lata, nie byłem w stanie pokazać, na co mnie stać, nie miałem dużej roli na parkiecie i nie dostawałem wielu minut.
Szymon Wójcik: Dla mnie także, na razie nie wszystko poszło, jak planowałem. W MSU, po tym, jak nasz środkowy, który startował w meczach, odszedł z zespołu po konflikcie z trenerem, byłem zmuszony grać na centrze. Nie czuję się na tyle mocny fizycznie, aby w pełni pokazywać swoje możliwości na tej pozycji, a poza tym kontuzja, operacja i rehabilitacja zatrzymała mój rozwój w zeszłym roku. Teraz zagram w UMBC z Baltimore w dywizji 1. Mam duże nadzieje związane z tym miejscem.
Czy styl gry bardzo się różni od tego we Francji, gdzie mieliście okazję grać przed wyjazdem?
S.W.: To na pewno dwa różne style gry, Europa, a NCAA to zupełnie, co innego. Trening, taktyka meczowa i same mecze wyglądają inaczej. W Europie gra jest znacznie bardziej zorganizowana i podporządkowana drużynie.
J.W.: W NCAA ceni się umiejętności indywidualne i często zawodnicy wykorzystują tę możliwość, grając niestety bardzo samolubnie. Liga Espoir we Francji jest na pewno bardzo atletyczna, ale przeznaczona dla zawodników do 21 roku życia. W NCAA konkurencja jest znacznie większa i pełna utalentowanych zawodników o gabarytach, z którymi się wcześniej nie spotkałem.
Pierwszy raz w karierze będziecie żyć i grać w innych miastach, jak się na to zapatrujecie?
J.W.: Nie wiem czego się do końca spodziewać, nigdy nie byłem bez brata na dłużej niż miesiąc. W zeszłe wakacje grałem z drużyną u20 na mistrzostwach Europy i to był pierwszy raz, kiedy byłem w zespole bez Szymona. Trochę już przyzwyczaiłem się do gry w meczach bez niego dlatego, że w ciągu ostatnich dwóch lat trenerzy nie chcieli nas wypuszczać w tym samym czasie na parkiet. Myślę, że zespoły na tym bardziej cierpiały, bo zawsze graliśmy razem, znamy swoje atuty i wiemy, co który zrobi w danej sytuacji na boisku, ale to już inny temat.
S.W.: Moim zdaniem będzie to interesujące doświadczenie. Rozdzielamy się, żeby skupić się bardziej na swoich karierach i grze. Wiadomo, że będzie ciężej, bo nie będzie tego braterskiego wsparcia, które sobie dawaliśmy do tej pory na boisku i poza nim. Na przykład, gdy miałem kontuzje w MSU, to nie mogłem chodzić przez 3 miesiące, bez pomocy brata byłbym zdany na siebie, a był to bardzo trudny czas. Zawsze podpowiadaliśmy sobie na boisku, czy na ławce co zrobić, żeby nasza gra wyglądała lepiej, będzie mi tego brakowało. Mam nadzieję, że kiedyś ponownie będziemy mieli okazje występować w jednej drużynie.
Mam nadzieję, że uda Wam się spełnić to marzenie o wspólnej grze i kiedyś zobaczymy Was grających razem w reprezentacji Polski. Powiedzcie, do kogo porównalibyście swoją grę, jest jakiś gracz albo może kilku, na których się wzorujecie?
J.W.: Najbardziej podoba mi się styl gry Bena Simmonsa. Jest wysoki, często przeprowadza piłkę coast to coast, widzi otwartych zawodników i nie jest samolubny. Nie jestem graczem, który specjalizuje się w grze tyłem do kosza. Mimo tego, że mam 206 cm wzrostu to wolę mijać do kosza i grać na obwodzie. Nie jestem też zawodnikiem, który odpoczywa w obronie, dlatego jestem w stanie bronić na pozycjach od 2 do 5, a moim wzorem w grze obronnej jest Kawhi Leonarda. Naszemu Tacie, kiedy był naszym trenerem, zawsze zależało na tym, żebyśmy byli jak najbardziej uniwersalni i staram się o tym pamiętać i rozwijać się wielowymiarowo.
S.W.: Osobiście od zawsze wzorowałem się na grze Kevina Duranta. Podoba mi się w nim to, że nawet przy tak pokaźnym wzroście potrafi robić rzeczy, których spodziewamy się tylko po niższych graczach. Gra na obwodzie, mija do kosza, gra na low post i rzuca za trzy punkty. Dla mnie to najbardziej uniwersalny gracz w lidze, któremu zdobywanie punktów przychodzi bezproblemowo. Bardzo lubię również patrzeć na styl Anthony Davisa. Jest wysoki, atletyczny i nie do zatrzymania pod koszem. Świetnie kończy akcje w szybkim ataku i umie postraszyć rzutem. Moim zdaniem to aktualnie najlepszy gracz na pozycji 4 na świecie.
A jakie są wasze cele życiowe i koszykarskie na najbliższe lata?
J.W.: Skończyć studia i grać w jednej z najlepszych lig na świecie. Jak nie NBA, to chciałbym grać w dobrym zespole w Europie, tak aby znaleźć się w Eurolidze. Mierzę wysoko, dlatego właśnie moim marzeniem jest gra w tych ligach.
S.W.: Tak samo, jak Jaś, ukończyć studia i odnaleźć się w Stanach w NBA. Zawsze mogę pójść drogą Taty i grać w Eurolidze, chciałbym mieć kluczową rolę w zespołach, ale przede wszystkim długie lata cieszyć się grą na jak najwyższym poziomie.
Mierzycie wysoko i bardzo dobrze, ale czy nie wykluczacie powrotu do Polski, gdy skończycie grać w NCAA?
J.W.: Nie wykluczam, wszystko jest możliwe. Chcę się ciągle rozwijać i stawać się lepszym zawodnikiem, który będzie w stanie grać w bardziej znanych ligach europejskich, ale kto wie, czy PLK nie okaże się świetną trampoliną do dalszej kariery.
S.W.: Ja również nie wykluczam, wiadomo, że polska liga nie jest w tym momencie najmocniejszą w Europie, ani nie jest na takim poziomie popularności, jak w czasach gdy nasz Tato w niej grał. Zobaczymy, jak się kariera potoczy, bo naprawdę chciałbym być doceniany i oglądany w Polsce.